wtorek, 4 września 2012

3.Rozdział

 
Rano wstałam o siódmej i obudziłam tego mojego śpiocha.
- Max.- szepnęłam.- obudź się, już siódma dwadzieścia.- odpowiedział mi mruknięciem. Nie chciałam wyjść na małpę, ale wylałam na niego szklankę zimnej wody. Zaczął się drzeć i fohnął się. Poszłam więc sama na śniadanie. Dosiadłam się do El i Danielle.
- Hej, co tam?
- Nic ciekawego, a tam?- El pochłonęła właśnie kolejny kęs kanapki. Opowiedziałam im o wczorajszym spotkaniu z Liam'em, na dźwięk imienia chłopaka Dan cała się rozpromieniła.
- Danielle, co ty tak się zaczęłaś cieszyć?- spojrzałyśmy na nią z Eleanor podejrzliwym wzrokiem. Brunetka zarumieniła się i odpowiedziała cicho.
- Nie mówcie nikomu ale podoba mi się Liam.- przecież ona jest od niego pięć lat starsza.
- Miłość nie wybiera Dan.- Cander poklepała ją po ramieniu.
- Ale ja jestem nauczycielką a on uczniem.- załamała się. Wtedy właśnie oświeciło mnie.
- Jesteś nauczycielką, ale moją, nie jego.- klasnęłam w dłonie tak głośno że cała stołówka się na mnie spojrzała.
- Nie rozumiem cię.- powiedziały równo. Zaczęłam im tłumaczyć. Po chwili wszystko zrozumiały i jak trzy idiotki zaczęłyśmy się śmiać. Niestety przerwał nam dzwonek. Powlokłam się na NMS. Zdążyłam usiąść.
- Miranda mogę cię poprosić o pomoc?- zapytała pani Smith. Ponownie wstałam i wzięłam kilka zwiniętych plansz z magicznymi zwierzętami. Zaniosłam je na zaplecze i zaczęłam układać na pułkach. Niechętnie wróciłam do sali. Lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie. Dopiero o dwunastej kiedy miałam mieć zajęcia z walki ożywiłam się. Przebrałam się w wygodne dresy, czarny stanik sportowy oraz na plecy założyłam katany na dwóch skórzanych pasach krzyżujących się na mostku. Wyszłam na błonia.
- Siemka koteczku.- oh jak ja dobrze znam ten głos. Odwróciłam sie do Styles'a ze słodkim uśmiechem.
- Czego chcesz misiaczku?
- Porozmawiać. No więc Miranda mam takie pytanie, czy...- złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.- umówisz się ze mną?- jego uwodzicielski ton zwiódł niejedną dziewczynę ale ja jestem inna. Przybliżyłam głowę do jego ucha, tak aby widzieć jego tważ.
- Powiedz Malikowi, że przesadza z perfumami.- chciałam odejść.
- Tu nie ma Zayna.- próbował mnie zatrzymać. Podniosłam mały kamyk i rzuciłam w koronę starej lipy. Usłyszałam głośny krzyk i i spojrzałam na zaszokowanego Hazzy.
- Z kąt ty...- przerwałam mu śmiechem.
- Kpisz czy o drogę pytasz? Jestem łowcą, myślałeś że nic nie wiedziałam?- zostawiłam go z mętlikiem w głowie. W końcu dotarłam na miejsce. Max nie odezwał się do mnie.
- A więc dziś poćwiczymy walkę, kto pierwszy się podda, przegrywa. Start!- więcej nie potrzebowaliśmy. Zatopiłam ostre pazury w ziemi, skoczyłam. Wilcze łapy przygwoździły mnie do ziemi. Nie poddawałam się, zadrapałam go na boku. Puścił mnie ale nie na długo. Po niespełna dwudziestu sekundach czułam jak jego kły zatrzymują się na moich łopatkach. Jak chce się bawić w gryzienie to dobra. Zmieniłam się w wilka. Walka zaczęła się na nowo. Zatraciłam się w skokach i unikach. Nie wiem jak i kiedy ale przypadkiem przenieśliśmy bitwę na teren gdzie ćwiczyły klasy "Ognia" oraz "Ziemi". Właśnie turlaliśmy się po ziemi obdarowując licznymi ugryzieniami, a także zadrapaniami. W równym momencie przemieniliśmy się w ludzi. Klęczałam na jego klatce piersiowej z rękami opartymi po obu stronach głowy najlepszego przyjaciela. Wokół nas zebrało się kółko gapiów.
- Max, Miranda! Żyjecie?- nauczyciel przedzierał się przez tłum.
- Tak proszę pana.- odpowiedział mu Max. Dobrze widziałam błysk w jego oczach, to nie koniec. Odwrócił nas tak że teraz to ja leżałam pod nim. Max dzierżył w ręku moją katanę, które ostrze wbił obok mojej głowy. Skuliłam nogi i jak kangur odepchnęłam od siebie blondyna. Wstałam, wzięłam katany. On poczynił to samo. Ścieraliśmy się jeszcze około godziny. Nasze ciała same zaczęły protestować, ale co się dziwić byliśmy nieźle poharatani.
- Dzieciaki starczy bo się, pozabijacie.- nauczycie wtargnął kiedy mieliśmy zadać sobie kolejne ciosy.
- Powiedział pan " Kto pierwszy się podda, przegrywa."- zacytowałam go. Max tylko mi przytaknął.
- Następnym razem sprecyzuję, a teraz Malik, Styles, Tomlinson zaprowadźcie ich do pielęgniarki.- polecił naszym wrogom. Prychnęłam i spróbowałam wstać. Niestety moje starania legły w gruzach.
- Musiałeś.- spojrzałam z wyrzutem na Max'a którego ręce były przewieszone przez szyje Louis'a i Harre'go.
- No ba, nie trzeba było zaczynać rano.- poczułam jak Malik mnie podnosi.
- Prawie mnie zabiłeś tylko dlatego bo wylałam na ciebie szklankę wody.- słyszałam jak chłopacy wybuchają śmiechem. Do końca drogi nikt się nie odezwał.
- Dzięki, za pomoc.- uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co im dziękować Midnight bez rozkazu nic by nie zrobili.- Max powlókł się do małej skrzyneczki z eliksirami, często tu bywaliśmy więc już dobrze znaliśmy gabinet.
- Ej!- wydarł się Zayn.
- Co "Ej" tak a prawda byście nam nie pomogli.- prychnęłam.

1 komentarz:

  1. Wpadłam na Twój blog na chwilę, w dodatku trochę nielegalnie (szlaban i te sprawy), ale zapowiada się ciekawie i obiecuję, że jeszcze tu zajrzę i wszystko przeczytam;). W chwili wolnej zapraszam do mnie:

    http://boy-from-bakery.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń