Rano wstałam o siódmej i obudziłam
tego mojego śpiocha.
- Max.- szepnęłam.- obudź się, już
siódma dwadzieścia.- odpowiedział mi mruknięciem. Nie chciałam wyjść na małpę,
ale wylałam na niego szklankę zimnej wody. Zaczął się drzeć i fohnął się.
Poszłam więc sama na śniadanie. Dosiadłam się do El i Danielle.
- Hej, co tam?
- Nic ciekawego, a tam?- El
pochłonęła właśnie kolejny kęs kanapki. Opowiedziałam im o wczorajszym
spotkaniu z Liam'em, na dźwięk imienia chłopaka Dan cała się rozpromieniła.
- Danielle, co ty tak się zaczęłaś
cieszyć?- spojrzałyśmy na nią z Eleanor podejrzliwym wzrokiem. Brunetka zarumieniła
się i odpowiedziała cicho.
- Nie mówcie nikomu ale podoba mi się
Liam.- przecież ona jest od niego pięć lat starsza.
- Miłość nie wybiera Dan.- Cander
poklepała ją po ramieniu.
- Ale ja jestem nauczycielką a on
uczniem.- załamała się. Wtedy właśnie oświeciło mnie.
- Jesteś nauczycielką, ale moją, nie
jego.- klasnęłam w dłonie tak głośno że cała stołówka się na mnie spojrzała.
- Nie rozumiem cię.- powiedziały
równo. Zaczęłam im tłumaczyć. Po chwili wszystko zrozumiały i jak trzy idiotki
zaczęłyśmy się śmiać. Niestety przerwał nam dzwonek. Powlokłam się na NMS.
Zdążyłam usiąść.
- Miranda mogę cię poprosić o pomoc?-
zapytała pani Smith. Ponownie wstałam i wzięłam kilka zwiniętych plansz z
magicznymi zwierzętami. Zaniosłam je na zaplecze i zaczęłam układać na pułkach.
Niechętnie wróciłam do sali. Lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie. Dopiero o
dwunastej kiedy miałam mieć zajęcia z walki ożywiłam się. Przebrałam się w
wygodne dresy, czarny stanik sportowy oraz na plecy założyłam katany na dwóch
skórzanych pasach krzyżujących się na mostku. Wyszłam na błonia.
- Siemka koteczku.- oh jak ja dobrze
znam ten głos. Odwróciłam sie do Styles'a ze słodkim uśmiechem.
- Czego chcesz misiaczku?
- Porozmawiać. No więc Miranda mam takie
pytanie, czy...- złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.- umówisz się ze
mną?- jego uwodzicielski ton zwiódł niejedną dziewczynę ale ja jestem inna.
Przybliżyłam głowę do jego ucha, tak aby widzieć jego tważ.
- Powiedz Malikowi, że przesadza z
perfumami.- chciałam odejść.
- Tu nie ma Zayna.- próbował mnie
zatrzymać. Podniosłam mały kamyk i rzuciłam w koronę starej lipy. Usłyszałam
głośny krzyk i i spojrzałam na zaszokowanego Hazzy.
- Z kąt ty...- przerwałam mu
śmiechem.
- Kpisz czy o drogę pytasz? Jestem
łowcą, myślałeś że nic nie wiedziałam?- zostawiłam go z mętlikiem w głowie. W
końcu dotarłam na miejsce. Max nie odezwał się do mnie.
- A więc dziś poćwiczymy walkę, kto
pierwszy się podda, przegrywa. Start!- więcej nie potrzebowaliśmy. Zatopiłam
ostre pazury w ziemi, skoczyłam. Wilcze łapy przygwoździły mnie do ziemi. Nie
poddawałam się, zadrapałam go na boku. Puścił mnie ale nie na długo. Po niespełna
dwudziestu sekundach czułam jak jego kły zatrzymują się na moich łopatkach. Jak
chce się bawić w gryzienie to dobra. Zmieniłam się w wilka. Walka zaczęła się
na nowo. Zatraciłam się w skokach i unikach. Nie wiem jak i kiedy ale
przypadkiem przenieśliśmy bitwę na teren gdzie ćwiczyły klasy "Ognia"
oraz "Ziemi". Właśnie turlaliśmy się po ziemi obdarowując licznymi
ugryzieniami, a także zadrapaniami. W równym momencie przemieniliśmy się w
ludzi. Klęczałam na jego klatce piersiowej z rękami opartymi po obu stronach
głowy najlepszego przyjaciela. Wokół nas zebrało się kółko gapiów.
- Max, Miranda! Żyjecie?- nauczyciel
przedzierał się przez tłum.
- Tak proszę pana.- odpowiedział mu
Max. Dobrze widziałam błysk w jego oczach, to nie koniec. Odwrócił nas tak że
teraz to ja leżałam pod nim. Max dzierżył w ręku moją katanę, które ostrze wbił
obok mojej głowy. Skuliłam nogi i jak kangur odepchnęłam od siebie blondyna.
Wstałam, wzięłam katany. On poczynił to samo. Ścieraliśmy się jeszcze około
godziny. Nasze ciała same zaczęły protestować, ale co się dziwić byliśmy nieźle
poharatani.
- Dzieciaki starczy bo się, pozabijacie.-
nauczycie wtargnął kiedy mieliśmy zadać sobie kolejne ciosy.
- Powiedział pan " Kto pierwszy
się podda, przegrywa."- zacytowałam go. Max tylko mi przytaknął.
- Następnym razem sprecyzuję, a teraz
Malik, Styles, Tomlinson zaprowadźcie ich do pielęgniarki.- polecił naszym
wrogom. Prychnęłam i spróbowałam wstać. Niestety moje starania legły w gruzach.
- Musiałeś.- spojrzałam z wyrzutem na
Max'a którego ręce były przewieszone przez szyje Louis'a i Harre'go.
- No ba, nie trzeba było zaczynać
rano.- poczułam jak Malik mnie podnosi.
- Prawie mnie zabiłeś tylko dlatego
bo wylałam na ciebie szklankę wody.- słyszałam jak chłopacy wybuchają śmiechem.
Do końca drogi nikt się nie odezwał.
- Dzięki, za pomoc.- uśmiechnęłam
się.
- Nie ma za co im dziękować Midnight
bez rozkazu nic by nie zrobili.- Max powlókł się do małej skrzyneczki z eliksirami,
często tu bywaliśmy więc już dobrze znaliśmy gabinet.
- Ej!- wydarł się Zayn.
- Co "Ej" tak a prawda
byście nam nie pomogli.- prychnęłam.
Wpadłam na Twój blog na chwilę, w dodatku trochę nielegalnie (szlaban i te sprawy), ale zapowiada się ciekawie i obiecuję, że jeszcze tu zajrzę i wszystko przeczytam;). W chwili wolnej zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://boy-from-bakery.blogspot.com/